Na początku lutego gwałtowny zrzut wody ze zbiornika na rzece Ross w Australii zalał leżące 9 km poniżej miasto Townsville. Pod wodą znalazło się ok. 2 000 domów, były ofiary śmiertelne wśród ludzi, utopiło się 300 tys. szt. bydła.
Miało być tak pięknie…

Zbiornik i zaporę zbudowano w roku 1974, zmodyfikowano w latach 2004-2007. W 2012 roku zrewidowano zasady gospodarowania wodą na zbiorniku, podnosząc maksymalny dopuszczalny poziom piętrzenia. Zmiany miały ochronić 870 z 960 nieruchomości zagrożonych dotychczas wodą 100-letnią. Wg planu, zagrożonych wciąż pozostawało tylko 90 nieruchomości. Wszystkie te modyfikacje oczywiście opierały się na precyzyjnych obliczeniach i modelach, bazujących m.in. na danych z 4 ostatnich powodzi.

Dlaczego zbiornik zawiódł?

Projekty wszystkich zbiorników i zasady ich funkcjonowania oparte są na dotychczasowych danych meteorologicznych i hydrologicznych. Dla zapory Townsville tzw. przepływ 100-letni, czyli o prawdopodobieństwie wystąpienia 1% obliczono na 1153 m3/s. Dla takiego przepływu opracowano zasady operacyjne zbiornika. Tymczasem na początku lutego w ciągu 8 dni spadło tyle deszczu, ile w tej okolicy spada w ciągu roku. Ten opad o prawdopodobieństwie oszacowanym przez naukowców na 0,05% (raz na 2 000 lat!) był przyczyną ekstremalnego wezbrania, z którym operatorzy zapory nie mogli sobie poradzić. W efekcie przez urządzenia spustowe popłynęła woda 1 000-letnia, tj. ok. 1900 m3/s. I zalała miasto.

Obliczenia a rzeczywistość

Opisany przykład pokazuje, że ochrona przeciwpowodziowa bazująca na dotychczasowych ciągach danych dotyczących opadów i przepływów nie ma racji bytu. Zmiany klimatu powodują wzrost częstotliwości i wysokości opadów, a w konsekwencji znaczące zwiększenie przepływów w rzekach. Jedno duże wezbranie może obrócić w perzynę dotychczasowe obliczenia, a wtedy dotychczasowa woda 100-letnia staje się wodą 50-letnią. Tak było na górnym Renie, gdzie w ubiegłym stuleciu woda stuletnia wystąpiła kilkukrotnie. I na Odrze, kiedy w 1997 roku przepływ znacząco przekroczył wszelkie wcześniejsze rekordy, a woda płynęła całą doliną, ignorując zbudowane zbiorniki i wały przeciwpowodziowe. Pisze się, że we Wrocławiu mieliśmy wodę 1000-letnią, ale to wcale nie znaczy, że następne takie wezbranie nastąpi za 1000 lat. To tylko liczby, których rzeki nie znają.

Czy musimy uczyć się na swoich błędach?

Ciekawi jesteśmy, czy przykład rzeki Ross i zapory mającej chronić prawie 200-tysięczne Townsville w Australii, skłoni do refleksji polskich entuzjastów zbiornikowej ochrony przeciwpowodziowej. Dwa tygodnie temu na fb Wód Polskich (https://bit.ly/2GkOfSr) odbyła się ciekawa dyskusja o celowości budowy Zbiornika Kąty-Myscowa na Wisłoce. Według naszej wiedzy zbiornik ma chronić tyle ludzi ile trzeba wysiedlić na potrzeby jego budowy. Ale Wody Polskie już budowę przesądziły, wierząc ślepo w dane o wodzie 100-letniej i 1000-letniej.

Udostępnij ten artykułEmailFacebookTwitter