Minister Środowiska, Maciej Grabowski, wycofując się z decyzji o przywróceniu odstrzału łosia wyraził opinię, iż konieczne jest uprzednie dobre i rzetelne rozpoznanie, jak liczna jest w istocie krajowa populacja łosia, bo taka wiedza niezbędna jest do podejmowania racjonalnych decyzji. Stwierdził również, że będzie to jedno z pierwszych zadań dla przyszłego Głównego Konserwatora Przyrody Słowo stało się ciałem i 27.10.2014, z inicjatywy Piotra Otawskiego, Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Środowiska, Głównego Konserwatora Przyrody, odbyło się spotkanie poświęcone metodyce inwentaryzacji łosia w najbliższych miesiącach. W spotkaniu udział wzięło ok. 20 specjalistów z całego kraju, reprezentujących rozmaite krajowe instytucje naukowe,  Lasy Państwowe (LP), Polski Związek Łowiecki (PZŁ) oraz organizacje pozarządowe.

Zaprezentowane na początek przez przedstawiciela LP wyniki liczeń łosi w 2012 i 2013 roku potwierdziły przedstawione przez Fundację w czerwcu br. obawy, co do jakości ogólnokrajowych ocen liczebności stanowiących podstawę wniosku o przywrócenie odstrzału. Liczenia wykonane nakładem ogromnych prac terenowych przez LP oraz PZŁ (jedno pędzenie wymagało udziału 70-100 osób) zostały niewłaściwie zaprojektowane i wadliwie przeanalizowane. Pokazane dla Puszczy Augustowskiej powierzchnie próbne zostały wskazane w ramach próbkowania systematycznego, przy zadziwiająco niewielkich odległościach pomiędzy granicami sąsiednich powierzchni. Oznacza to, że istniało duże ryzyko wielokrotnego liczenia tych samych zwierząt w sąsiadujących miotach – łosie po wyjściu z jednego miotu mogły trafiać na pędzenie w sąsiednich oddziałach. Przede wszystkim jednak, przed wyborem powierzchni próbnych nie zdefiniowano w ogóle operatu losowania czyli zbioru wszystkich potencjalnych powierzchni próbnych, w efekcie czego, nie jest jasne, na jaki konkretnie obszar (jak duży, o jakich granicach) można uzyskane wyniki ekstrapolować. Powierzchnia próbna miała średnią wielkość 160 ha, czyli była, w uproszczeniu, kwadratem o boku 1,26 km. To bardzo mała powierzchnia, jak na tak duże zwierzę, użytkujące w okresie zimowym obszar daleko większy niż 160 ha. W rezultacie, wyniki pędzeń musiały być zdominowane przez wartości zerowe, przy okazjonalnych miotach, w których rejestrowano kilka lub kilkanaście osobników. Prowadzi to do problemów analitycznych omówionych niżej. W województwie warmińsko-mazurskim – kolejnym regionie o bardzo wysokich zagęszczeniach łosia – część danych pochodziła z tzw. „całorocznych obserwacji”, czyli metody nie spełniającej żadnych standardów metodycznych.  Wszystko to wskazuje na fundamentalne braki w programowaniu krajowej inwentaryzacji łosia wykonanej w latach 2012 i 2013. Tego typu błędy popełnione na etapie planowania nie dają szans na uzyskanie wiarygodnych wyników, bo z reguły niemożliwe jest skompensowanie – na etapie analiz – wadliwych algorytmów pozyskania danych.

Również analiza uzyskanych danych okazała się wysoce  ułomna. I choć w prezentacji LP nie pokazano rozkładu wartości zarejestrowanych liczebności łosia na poszczególnych powierzchniach próbnych, to przedstawione dane liczbowe jasno wskazują, jak te rozkłady wyglądały. W obrębie RDLP Białystok, skupiającej około połowę wykazywanej w liczeniach krajowej populacji łosia, średnie wartości zagęszczeń tego zwierzęcia w różnych rejonach hodowlanych były generalnie silnie zbliżone do odchyleń standardowych (SD). Oznacza to, że rozkłady wartości zagęszczeń wykazywały bardzo dużą, nadmiarową zmienność w stosunku do zmienności oczekiwanej dla danych tego typu (opisywanej rozkładem Poissona). Taki kształt rozkładów wartości zagęszczeń łosia na pojedynczych powierzchniach próbnych uniemożliwia racjonalne zastosowanie tradycyjnych charakterystyk statystycznych typu średnia, odchylenie standardowe, błąd standardowy – dokładnie tak, jak to wyartykułowaliśmy w naszym piśmie z 09 czerwca 2014. Pomimo tego, cała analiza, wszystkie ekstrapolacje i oszacowania bazowały na wartościach średnich arytmetycznych i ich błędach standardowych. Jest to podejście równie sensowne jak uśrednianie liczby nóg człowieka i psa, by powiedzieć, że stworzenia te mają przeciętnie 3 nogi.

Jednak te wszystkie ułomności projektowania i analizy liczeń zbladły w porównaniu z tym, co nastąpiło w trakcie dalszej części spotkania. Otóż zgromadzeni specjaliści od łosia szybko odepchnęli od siebie temat, jak można lepiej liczyć łosie, by argumentować, że choć łosi policzyć się nie da, to strzelać do nich trzeba. Tak, tak – nie wiemy ile łosi jest, ale wprowadzenie odstrzału juz teraz jest konieczne. Możemy spróbować projektować sensowną inwentaryzację, ale z  wprowadzeniem odstrzału nie ma na co czekać – tak brzmiały zgodne wypowiedzi wielu uczestników spotkania. Bardziej konstruktywne i odnoszące się do meritum problemu głosy obejmowały postulat, by pędzenia łosi zastąpić liczeniami transektowymi, w których łosie liczy się z jadącego samochodu oraz by Ministerstwo zleciło instytucjom naukowym opracowanie metodyki w ramach projektu celowego (choć w międzyczasie i tak trzeba strzelać do łosi). Pierwszy z nich ma kilka słabych stron, a drugi nie ma dużych szans na realizację. Naukowcy docenili jednak ustną deklarację przedstawiciela LP iż proponowane pozyskanie na poziomie 30% stanu obecnego będzie ograniczone do nadleśnictw z najwyższym poziomem zagęszczeń, nie zaprzątając sobie głowy akademickimi dylematami, czy można dobrze ustalić 30% z wielkości, która może być w istocie 2 razy większa lub 2 razy mniejsza. Przedstawiciel PZŁ zapewnił, że proponowane kwoty pozyskania łowieckiego łosia są prawidłowe, gdyż oceniali je nie tylko ludzie z jego organizacji, ale i nadleśniczowie, co stanowi mocną gwarancję prawidłowej oceny. Nie korespondowało to szczególnie dobrze ze slajdem, na którym pokazano, że regionalna populacja łosia w RDLP Białystok została oceniona w ramach planów pozyskania łowieckiego na 5400 sztuk, a liczenia prowadzone przez LP wespół z PZŁ „wykazały” prawie 8400 sztuk na tym samym terenie w tym samym roku. Tym niemniej przeważał pogląd, iż trzeba wprowadzić „ostrożne” strzelanie i zobaczyć, „co się będzie z łosiem dziać”. I tak to, złośliwe spostrzeżenie Fundacji, iż planowanie pozyskania łowieckiego w Polsce odbywa się na zasadzie „najpierw postrzelamy a potem zobaczymy” zostało w pełnej krasie i wielokrotnie wyartykułowane przez prominentów krajowej nauki. Na szczęście, większość uczestników spotkania solennie zapewniła, że myśliwym nie zależy na wybiciu populacji łosia w Polsce, wręcz przeciwnie.

Co dalej? Wygląda na to, że najlepsi krajowi naukowcy albo chylą czoła przed wynikami inwentaryzacji, której wyniki były miejscami tak niewiarygodne, iż w jednym z województw zostały „ręcznie” zredukowane poprzez podzielenie ich przez 5 (!), albo uważają, że lepszych danych nie da się uzyskać, bo nie ma lepszych metod. Całkiem możliwe więc, że jeśli w lutym 2015 ponownie zostaną wykonane liczenia łosi, to będą one powtórzone wraz z całym bagażem błędów, które zdecydował o wycofaniu się Ministra Środowiska z decyzji o odstrzale latem tego roku.

Prawidłowo zaprogramowane oceny liczebności łosia są dosyć powszechnie przeprowadzane w Skandynawii, Kanadzie czy USA, przy wykorzystaniu rozmaitych metod. Również postulowane przez Fundację modele demograficzne łosiowych populacji są – poza Polską – powszechnie stosowane do planowania poziomów pozyskania i prognozowania zmian liczebności tego gatunku. Więc nasza niemoc w tej materii oznacza, że albo mamy inne łosie albo innych naukowców.

 

Udostępnij ten artykułEmailFacebookTwitter
  

Wyślij wiadomość do autora (Przemysław Chylarecki)

  • (nie będzie opublikowany)